„Jeśli niedawno kupiłeś nowy samochód – najpewniej ją masz. Czarne skrzynki są już w większości sprzedawanych w Polsce aut. Po co?” – czytamy na łamach „Gazety Wyborczej”.
Masowy montaż czarnych skrzynek trwa już mniej więcej od roku. – Mamy je we wszystkich modelach prócz Ka – potwierdza Mariusz Jasiński z Ford Polska.
Czarne skrzynki zapisują informacje, które pomogą np. wyjaśnić przyczyny wypadku. – Pozwalają odczytać, gdzie dokładnie doszło do wypadku, przy jakiej prędkości, ile osób było w kabinie, ile wystrzeliło poduszek powietrznych itp. – mówi Kamil Sokołowski z Volvo Car Poland.
Ubezpieczyciele oraz prawnicy reprezentujący strony wypadku również korzystają z czarnych skrzynek. Dla przykładu, w 2014 r. dane z czarnej skrzynki pontiaca G5, w którym zginął 20-letni mieszkaniec Wirginii, były podstawą pozwu przeciw General Motors, w wyniku którego koncern musiał naprawić wadliwe stacyjki w 2,5 mln samochodów.
W Europie najwięcej czarnych skrzynek montowanych jest w Wielkiej Brytanii. Prawie pół miliona brytyjskich kierowców ma wmontowane w swoich samochodach urządzenia z modułem GPS, dzięki którym ponad 30 zakładów ubezpieczeń może śledzić m.in. to jak jeżdżą, gdzie jeżdżą, jak przyśpieszają i jak hamują. A wszystko to za cenę dużo niższych stawek za ubezpieczenie.
Jak podaje Gazeta Wyborcza, w Polsce, dopiero w tym roku jedna z firm zaoferuje ubezpieczenie połączone z monitoringiem kierowcy, co wcześniej praktykowano wyłącznie we flotach. Być może to właśnie dane z czarnych skrzynek przyczynią się do poprawy bezpieczeństwa na naszych drogach. Obecnie bowiem ani policyjni specjaliści ani rzeczoznawcy ubezpieczeniowi nie korzystają z zapisów z komputerów rozbitych samochodów.