Nie ma jednego sektora, który „pogrążałby” całą gospodarkę. Obecnie liczba firm tracących płynność finansową jest stosunkowo wysoka zarówno w produkcji, usługach i handlu, a w przekroju całego roku wzrosła także w budownictwie.
Trzeci kwartał tego roku zamknął się z najwyższą od 2012 r. liczbą niewypłacalności w skali jednego kwartału. Nie oznacza to wspólnego mianownika tych problemów czy też kryzysu, sytuacja jest efektem równoczesnego wystąpienia kłopotów w poszczególnych sektorach.
Postępowania naprawcze, które często zastępują postępowania restrukturyzacyjne, z tym że w odróżnieniu od nich odbywają się nie na koszt restrukturyzowanej firmy, ale jej wierzycieli wywołują efekt domina niewypłacalności kolejnych podmiotów w łańcuchu dostaw. Wiele firm nie gromadzi kapitału zapasowego, a co za tym idzie są podatne na wszelkie zawirowania rynkowe. Obecnie dystrybutorzy preferują partnerów o dużym zakresie działalności, efektem takich działań jest likwidacja lokalnych odbiorców produkujących na rynek krajowy.
W 2017 r. budownictwo rozwijało się wolniej (biorąc pod uwagę skalę spadku w roku ubiegłym) niż wszyscy na to liczyli. Uderza to w dostawców usług i materiałów budowlanych – tak rozumiane budownictwo (łącznie z firmami wykonującymi prace budowlane) generuje aż 40 proc. niewypłacalności.